niedziela, 26 września 2010

Przepraszam ..

Ze względu na to, iż już drugi tydzień choruję, to nie mam siły na pisanie czegokolwiek. Jednak obiecuję, że od razu jak wyzdrowieję zabiorę się za dalsze pisanie trzeciego rozdziału. Pozostaje Wam, moi kochani, cierpliwie czekać. :3

piątek, 3 września 2010

Hong Ki x G-Dragon Rozdział II

Biegłem ile sił w nogach. Przed moimi oczami cały czas pojawiały się obrazu z chwili, gdy G-Dragon zaciągnął mnie do łazienki. Nadal czułem na ciele jego dotyk… jego wspaniały dotyk… Chwila, o czym ja myślę?! Powinienem teraz pałać obrzydzeniem do niego, do samego siebie. Jednak… moje uczucia są zupełnie inne.
Dlaczego wzdychałem? Czyżbym pragnął czegoś więcej od „nic nieznaczącego” dotyku? Nie, to wykluczone. Muszę czym prędzej zobaczyć Yeon Rin, ale… w tym momencie zatrzymałem się. Po co mam do niej iść? Nie ciągnie mnie do niej za specjalnie.
Coś, czego pragnę, coś czegoś potrzebuję… hm….
I znowu przeklęta, aczkolwiek urocza twarz Ji Yong’a.
To niedorzeczne, żebym znów chciał pobiec do blondynka o pięknych, piwnych oczach, by kolejny raz macał mnie, a potem…
…nigdy nie lubiłem siebie za zbyt wybujałą wyobraźnię.
Usiadłem na pobliskiej ławce i chowając twarz w dłoniach, zacząłem poważnie się nad sobą zastanawiać.
Ach, Won Bin, gdybyś tylko tu był…

***
Te kilka godzin, a może kilka minut spędziłem nad czystym stawem w parku. Próbowałem jakoś poukładać słowa, które wylałem na kartkę, lecz mój wysiłek poszedł na marne. Rzeczywiście, aby piosenka się udała, to albo musiałbym przejść jakąś głęboką traumę, albo… potrzebowałbym do tego drugiej osoby. Właśnie. A Ta Druga Osoba pobiegła sobie do pewnej puszczalskiej panny, która niedługo urodzi mu trojaczki… I co ja wtedy pocznę?
W sumie to mogłem go zatrzymać. Lecz stało się to tak nagle, że nawet nie zdążyłem zastanowić się nad swymi poczynaniami. Rzeczywiście, wolno myślę.
Cofam moje słowa – współpraca jak na razie nie zapowiada się zbyt miło…
- Może odwiedzę Seung Hyuna… - mruknąłem sam do siebie. – Chociaż… pewnie jest teraz z jakąś laską…
Wzdychając, położyłem się na mięciutkiej trawie i przymknąłem oczy. Marzyłem o Hong Ki jak o malutkim szczeniaczku. Chciałem go mieć tylko dla siebie, jako swoją własność. Z resztą, kto by nie chciał? Ach, T.O.P, on niestety woli dziewczyny… życie bywa czasem takie okrutne…
Hmm… ciekaw jestem, kiedy Hong Ki przybędzie do mnie na kolejne pieszczoty. To znaczy… na pisanie piosenki oczywiście.
Podniosłem się i czarując ludzi mym cudnym uśmiechem, udałem się w stronę centrum.

Idąc główną ulicą, parę osób wskazywało na mnie palcem, cóż za brak kultury. Mimo tego, że miałem okulary przeciwsłoneczne oraz kaptur na głowie, to i tak nic nie zakryje mojego piękne bijącego na kilometr, a nawet dalej.
Czasem naprawdę miałem dość tego wszystkiego. Tego, że na mój temat zostają wymyślone różne dziwaczne rzeczy. Tego, że nie posiadałem za grosz prywatności. Mimo wszystko, zasługuję na sławę. Mam talent, więc szkoda by było go zmarnować. Poza tym… lepiej się męczyć przez parę lat, trenując coś, co się kocha, niż potem całe życie spędzić na budowie jako robotnik, harując od wschodu słońca do północy.
Idąc dalej, próbowałem się wtopić w tłum. Udało się. Byłem traktowany jak każdy normalny człowiek: to znaczy popychany oraz trącany, a także gryziony.
Nagle wpadłem na jakiegoś mężczyznę. Spojrzałem w górę i… aż dech mi zaparło. Był to niezwykle przystojny chłopak o jasnobrązowych włosach oraz delikatnych rysach twarzy, któremu ledwo sięgałem do nosa.
- P-przepraszam – wydusiłem z siebie.
- Nie szkodzi, ale następnym razem uważaj. Kto wie, może kiedyś wpadniesz na osobę, która zechce wziąć takiego uroczego chłopczyka jak ty do domku jako zabawkę. W sumie, to na mnie też powinieneś uważać… Do zobaczenia, Ji Yong – rzekł, odchodząc.
Ja nadal stałem w miejscu i gapiłem się w punkt, gdzie przed chwilą widziałem jego piękną twarz.
I w ogóle kto pozwolił mu zwracać się do mnie po imieniu, to… to brak szacunku dla kogoś takiego jak JA! Poza tym, to… wydawało mi się, że skądś go znam. Cóż, może jakiś napalony fan? Hm… wątpię. Ewentualnie ktoś z wytwórni… jakiś piosenkarz… z resztą nie ważne.

I szkoda, że nie zdawałem sobie wtedy sprawy z tego jak wielki wpływ to spotkanie będzie miało na moją przyszłość.

***
Siedziałem nad brzegiem rzeki z nadzieją, że spotkam osobę, z którą zawsze tu przebywałem. Chociaż… przychodzę tu w to miejsce już od dwóch lat i nikogo nie spotkałem oprócz okropnie szczęśliwych wspomnień, także wątpię, by tym razem się pojawił.
Nagle usłyszałem za sobą kroki. Odwróciłem się i ujrzałem…
...G-Dragona.
- Hę? – mruknął, patrząc na mnie. – Co ty tu robisz?
- Pytaniem jest „co ty tu robisz”?!
- Fanki mnie goniły i goniły… bo spadł mi kaptur i tak dalej… i… musiałem się gdzieś ukryć i tak dalej… no – odparł.
Następnie usiadł obok mnie, aż za blisko. Odsunąłem się trochę z nadzieją, że tego nie zauważy. Oczywiście moja nadzieja była marna, gdyż poczułem jego ciepły dotyk na mej dłoni.
- Rzadko się zdarza, że kogoś przepraszam, ale tobie się to chyba należy – uśmiechnął się. – Nie moja wina, że jesteś taki pociągający. Powinieneś coś zrobić z tą twarzą… Ogólnie z całym ciałem!
Kompletnie nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Po prostu uśmiechnąłem się lekko.
- Awww! Jesteś taki słodki, gdy się uśmiechasz! – wykrzyknął, po czym rzucił się na mnie, obdarzając mnie pocałunkiem.
Leżał na mnie, wpatrując się prosto w moje oczy.
- W miejscu publicznym… chyba… - jąkałem się.
- Nie mam zamiaru cię jeszcze gwałcić, to znaczy nie w tym miejscu. U mnie w domu, owszem. Ale nie bój się, jestem profesjonalistą, także…
- Masz zbyt wybujałą wyobraźnię! Nigdy nie pozwolę ci się tknąć po raz drugi! – wrzasnąłem.
` - Naprawdę? Wiesz, od jakiegoś czasu, masuję ci brzuch i nie widzę, by ci to przeszkadzało – mruknął.
Czerwone rumieńce pojawiły się na mojej twarzy.
Nawet nie próbowałem zepchnąć G-Dragona ze mnie, gdyż wiedziałem, że i tak to się nie uda. Postanowiłem nie zwracać uwagi na to, co robi, lecz było to niezwykle trudne, szczególnie, gdy zaczął rozpinać mi spodnie.
- Zboczeńcu!!! – krzyknąłem i przekręciłem się tak, że teraz to ja byłem na górze.
Korzystając z okazji, próbowałem wstać, lecz poczułem jego dłonie na mych biodrach.
- Kochanie, za daleko zaszedłem, by teraz stracić tę przyjemność – szepnął swym uwodzicielskim tonem.
Pociągnął mnie w swoją stronę. Siedziałem tyłem do niego całkowicie speszony. Chciałem krzyknąć, lecz co by się pojawiło na drugi dzień w gazetach? „Lider Big Bang zmusza Lee Hong Ki do seksu.” Czyli wielka sensacja. Miotałem się jeszcze w jego objęciach, lecz, mimo, że byłem cięższy, byłem tysiąc razy słabszy. Pozostawało mi mieć nadzieję w to, że… wypuści mnie.

Tak naprawdę… to chyba chciałem tego samego, czego on.
___

Wiem, nudne, ale cóż na to poradzę?
Wynagrodzę wszystko w następnym rozdziale ^^