sobota, 16 października 2010

Miyavi x Kyo cz. 1

Opowiadanie pisała Iwonka <3. I za jej zgodą, publikuję je tutaj, byście i Wy mogli poznać jakże wspaniałą twórczość tej oto gimnazjalistki. 
Co prawda już je skończyła, ale muszę się zabrać za małą korektę, także co jakiś czas poprawione opowiadania będę publikowała. 

Zwykły poranek. Taki jakich było już pełno. Chociaż nie, ten był wyjątkowy. Oto ja, Tooru Nishimura, wokalista zespołu Dir en Grey, mam upragniony urlop.
Spojrzałem na zegarek i stwierdziłem, że moge się jeszcze przespać. Zamknąłem oczy i już po paru minutach odpłynąłem w krainę Morfeusza.
Mój sen był nieco dziwny.. Co ja gadam, był co najmniej chory. Nigdy nie miałem takich snów. Ale przejdźmy może do tego o czym był ten sen. Tak więc śnił mi się brązowooki chłopak, jak mi się wydawało, chyba go skądś znałem, ważniejsze było to, że ten chłopak leżał pode mną i rozkosznie jęczał, wykrzykując moje imię. Cóż może to dziwne, ale było mi tak.. przyjemnie? ... Nie! To nie możliwe.. ja ... nie jestem gejem... to prawda nie miałem dziewczyny.. ale przecież do jasnej cholery nie byłem gejem...
Obudziłem się, zrywając z łóżka, dodam tylko, że byłem zlany potem, a mój skarb wyglądał nieco dwuznacznie. Wstałem, wziąłem czyste ubrania i poszedłem wziąć prysznic.
Kiedy chłodne strumienie wody dotknęły mojego rozgrzanego ciała poczułem się tak dobrze, że aż zamknąłem oczy, od razu moja wyobraźnia narzuciła mi obraz mojego kochanka ze snu. Brązowooki znów wykrzykiwał moje imię i znów było mi tak ...przyjemnie ? Jednak tym razem postanowiłem mu się przyjrzeć... Miał piękne, ciemne, brązowe, lekko przymglone z rozkoszy, oczy.
Czarne włosy, bardzo oryginalnie obcięte i co najważniejsze cudownie pachniały truskawką. Ciało pokryte licznymi tatuażami, idealna, gładka, miękka skóra. Był ... idealny? Ja na prawdę nie mogłem uwierzyć, ale cały czas miałem wrażenie, że już go gdzieś widziałem, No cóż... codziennie spotykałem miliony ludzi... mogłem go widzieć i nawet nie zwrócić na niego uwagi.
Otworzyłem oczy i leniwie spojrzałem na swojego członka, był naprężony i czerwony z podniecenia. Postanowiłem, że przecież nie mogę tak tego zostawić, więc ponownie zamknąłem oczy i zobaczyłem cudownego chłopaka, dłonią złapałem mój skarb i zacząłem szybko poruszać ręką w górę i w dół. Nawet nie zauważyłem kiedy zacząłem poruszać biodrami potęgując swoje doznania. Po paru minutach doszedłem wykrzykując tylko jedno słowo :
-Miyavi !
Co ja krzyknąłem? Miyavi... Gdzieś już to słyszałem...
Wzruszyłem ramionami uznając, że dzisiaj stanowczo moja wyobraźnia oszalała i ponownie wziąłem prysznic.
Wyszedłem z kabiny, zawiązałem ręcznik na biodrach, drugim zacząłem wycierać włosy i wszedłem do pokoju.
-No tak . Jak zwykle jest tu syf.. - mówiłem sam do siebie, odgarniając puste puszki piwa nogą, robiąc sobie przejście do łóżka.
-Trudno. Dzisiaj i tak już stąd wyjeżdżam.
Usiadłem na łóżku i włączyłem telewizor. W wiadomościach znowu mówili coś o moim wczorajszym skandalicznym zachowaniu w klubie. Poszedłem zrobić sobie kawę, gdy nagle usłyszałem w wiadomościach głos spikerki :
-Wczoraj w nocy japoński gitarzysta oraz wokalista Takamasa Ishihara, bardziej znany pod pseudonimem Miyavi ogłosił, że rozwodzi się z Melody, ponieważ już od dawna nie czuję się szczęśliwy.
Wybiegłem z kuchni i usiadłem przed telewizorem jak jakaś pojebana fanka i czekałem na dalsze informacje. Nagle na ekranie pojawił się mój niedoszły kochanek ze snu, cudownie się uśmiechał, chociaż według mnie powinien być raczej smutny.. Odezwał się, a moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz .
-Coż,.. nie byłem i wiem że nie będę szczęśliwy z Melody ... co prawda kocham ją, ale raczej jak siostrę .. poza tym mam dość udawania, że jestem hetero, teraz przyznam się całemu światu, że tak, owszem jestem bi i wcale się tego nie wstydzę...
Wsłuchiwałem się w jego piękny głos i nie mogłem przestać ! To jest straszne... ja Tooru nie mogłem przestać !
- Co do pytań co teraz zamierzam.. no cóż... pojadę na wakacje... - mówiąc to uśmiechnął się figlarnie.
I na tym reportaż się skończył. Ale dalej siedziałem jak idiota przed telewizorem i wpatrywałem się w ekran, jakby oczekując, że jeszcze raz go pokażą.
Po 20 minutach bezsensownego gapienia się w jeden punkt, usłyszałem dzwonek po drzwi. Pomyślałem, że to Toshiya znowu wpadł na jakiś pojebany pomysł, więc postanowiłem, że nie otworzę. Jednak ten ktoś, ktokolwiek to był, nie przestawał pukać .
-Kurwa, nie ma nikogo! Wypierdalaj Toshi ! - krzyknąłem w stronę drzwi.
Ale pukanie nie ustało, co ja gadam, ktoś pukał jeszcze mocniej..
Pomyślałem, że i tak muszę się już podnieść, żeby , dźwignąłem się na nogi i podszedłem do drzwi. Otworzyłem je i nie wiele myśląc wydarłem się :
-Toshiya! Nie wiesz co to znaczy wypierdalaj ?!
Usłyszałem śmiech, ale nie należał on do Toshiyi, na pewno nie, ten był taki słodki i chłopięcy. Podniosłem wzrok i to co ujrzałem wywołało u mnie największy szok jaki w życiu przeżyłem. Zobaczyłem nie kogo innego jak Miyaviego we własnej osobie.
Stał z rękami w kieszeniach, lizakiem w ustach i uśmiechem przyklejonym do twarzy. Wyglądał tak... słodko? Nie no, ja pierdolę nie jestem jakąś nienormalną fanką, żeby tak na niego patrzeć. Ja powinienem patrzeć na niego jak na kolegę z branży. Ehh... zawsze wiedziałem, że jestem idiotą. Stałem tak i wpatrywałem się w niego i zanim zdążyłem się opanować, mój wzrok spadł na jego krocze. Nie wiem ile minut minęło mi w tej pozycji, ale w końcu młodszy chyba zorientował się co robię i powiedział:
-Kyo-chan... proszę, przestań patrzeć się na mnie z taką namiętnością .- mówiąc to spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się figlarnie.
Moje policzki spłonęły szkarłatnym rumieńcem, a w moich spodniach było coś za mało miejsca...Dlaczego ten człowiek tak na mnie działał? Dlaczego już na sam dźwięk jego głosu czułem się taki podniecony? Dlaczego...Ja Tooru Nishimura nie mam słabości.. nigdy ich nie miałem...
-Kyo-chan... Zaprosisz mnie do środka czy będziemy tak stać na korytarzu? – powiedział, dalej się uśmiechając.
Mój mózg zaczął pracować nad jakimś składnym zdaniem które miało by być zaproszeniem do mojego środka....zaraz.. środka?!
- Ale środka czego ? - wykrztusiłem niewiele, dalej myśląc ...
Chłopak zaśmiał się uroczo i powiedział :
- Do środka mieszkania...a o innych środkach pogadamy... - pochylił się nade mną i uśmiechnął figlarnie.
Wtedy poczułem ten zapach słodkiej truskawki, moje powonienie przyćmiło resztę zmysłów i nie wiele myśląc chwyciłem go w pół i wciągnąłem do mieszkania. Jak mi się wydawało Miyavi zaczął się wyrywać i chyba nawet coś krzyczał, jednak szczerze niewiele mnie to obchodziło. Chciałem go mieć tu i teraz, tylko dla siebie. Dociągnąłem go do mojej sypialni i przycisnąłem do ściany, dopiero teraz dostrzegłem na jego idealnej twarzy krople łez. I tym też się nie przejąłem, zlizałem je i powiedziałem z chamskim uśmieszkiem:
- Nie wyrywaj się, wtedy jest możliwość, że będzie mniej bolało, ale nie liczyłbym na to, odpłacę ci się z to wszystko co ze mną zrobiłeś w moim śnie.
Chłopak spojrzał na mnie zapłakanymi oczami i otworzył usta, chyba żeby coś powiedzieć, jednak ja wykorzystałem tą chwilową słabość i wpiłem się mocno w jego usta od razu wpychając swój język do jego ust i swoim językiem zacząłem ocierać o jego. Chłopak znowu zaczął szlochać. Przerwałem pocałunek i rzuciłem go jak szmacianą lalkę, na podłogę, był taki bezbronny, taki kruchy. Usiadłem na jego biodrach i ocierałem się swoim kroczem o jego męskość. Chłopak zaczął krzyczeć coś na kształt żebym przestał. Szczerze to mnie jeszcze bardziej podniecało. Spojrzałem na niego, leżał pode mną i płakał, krzyczał, a ja i tak dobrze wiedziałem, że nie przestanę, byłem zbyt podniecony, żeby przestać. Jednym zdecydowanym ruchem zerwałem z niego bluzkę i językiem zacząłem zataczać na tego klatce kółeczka wokół sutków. Jeden przegryzłem, na co chłopak odpowiedział krzykiem bólu. O mój boże, nie mogłem już wytrzymać, naprawdę nie mogłem, znowu na niego spojrzałem, wił się pode mną i krzyczał, bronił się, robił co mógł, ale ja byłem silniejszy, uśmiechnąłem się sam do siebie. Poczułem, że w moich spodniach już stanowczo nie ma miejsca. Sięgnąłem ręką do klamry jego spodni i odpiąłem ją. Zerwałem jego spodnie i ku mojemu zaskoczeniu na jego bokserkach było lekkie uwypuklenie. Miał różowe bokserki w truskawki. Złapałem go w pół i odwróciłem go tak że teraz leżał pode mną brzuchem przy podłodze. O tak, zaraz będzie mi tak wspaniale dobrze. Ściągnąłem mu bokserki i zacząłem się siłować ze swoimi spodniami. Opuściłem je do kolan razem z bokserkami i spojrzałem na swoją męskość. Była czerwona, naprężona i wręcz pulsowała z podniecenia. Wszedłem w niego, jednym, zdecydowanym ruchem. Miyavi wydał z siebie głośny krzyk bólu.. krzyczał cały czas, aby przestał... jednak mnie to tylko jeszcze bardziej podniecało. Przyspieszyłem tępo, i zobaczyłem, że po pośladkach mojego kochanka spływa krew... dużo krwi... wyjąłem z niego mojego członka... przybliżyłem swoją twarz do tyłka Miyaviego i delikatnie i dokładnie zacząłem zlizywać krew z jego ud i pośladków. Chłopak chyba przestał krzyczeć .. ale nie wiem.. nie przejmowałem się nim... Kiedy już jak mi się wydawało 'oczyściłem' wejście chłopaka ponownie w niego wszedłem, równie brutalnie co za pierwszym razem. Takamasa znów krzyknął z bólu.. Zacząłem się poruszać w nim szybko i brutalnie. Tempo było zabójczo szybkie. Po parunastu minutach morderczego tempa, ale i również morderczej przyjemności jaką sprawiał mi stosunek z Miyavim, doszedłem, wylewając się w chłopaku, czułem jak moja sperma rozpływa się w jego ciepłym środku. Wyszedłem z niego i bez sił opadłem na niego.
-Wiesz.. całkiem fajnie było... – powiedziałem - musimy do kiedyś powtórzyć.. - dodałem, uśmiechając się bezczelnie.
On nawet nie poruszył się o centymetr, czułem tylko jak oddycha i słyszałem cichy płacz...Kiedy zebrałem trochę sił wstałem, wziąłem czyste ubranie i poszedłem wziąć prysznic. Zostawiłem go. A on leżał na ziemi, tak jak go zostawiłem, płakał, obejrzałem się już przy drzwiach łazienki... spojrzałem na niego. Wyglądał tak bezbronnie, wręcz żałośnie, i w tamtej chwili pomyślałem, że chciałbym to wszystko cofnąć, chciałbym żeby oddał mi się sam..Chciałbym, żeby nie musiał tak cierpieć jak mu kazałem cierpieć... Chciałbym... ale już nic nie mogłem zrobić... Wszedłem do łazienki i wziąłem prysznic dalej słysząc w głowie ten cichy płacz i ciągle widząc ten smutny obraz chłopaka, którego tak skrzywdziłem, a przecież go kochałem. Tak w tamtej chwili uświadomiłem sobie, że go kocham.


WENA WRÓCIŁA!

piątek, 8 października 2010

Rozdział III

Wreszcie tak długo oczekiwany przez Was trzeci rozdział się ukazał. :D Miłego czytania.
~~~~~~~~
Masowałem jego ciepły brzuch, natomiast językiem robiłem szlaczki na jego szyi. Próbował się wyrywać, szeptał słowa typu „przestań”, „proszę” i tak dalej. Nie obchodziło mnie to zbytnio. W tym momencie miało się spełnić moje marzenie. Tak, cholerny egoista ze mnie.
Zrzuciłem go z siebie, kładąc na zimnej trawie. Usiadłem na nim okrakiem, zdejmując mu koszulkę. Składałem delikatne pocałunki na jego ciele, napawając się słodkim zapachem bruneta. Językiem zacząłem pieścić jego sutki, na zmianę je przegryzając. Słyszałem coraz głośniejsze jęki, nie mogłem już wytrzymać, gdy nagle…
- Ktoś tu jest? – usłyszałem za sobą głos.
Czym prędzej złapałem HongKi i schowaliśmy się za pobliskie drzewo. Oczywiście nie zaprzestałem pieszczot. W tym momencie włożyłem dłoń w spodnie ciemnookiego.
- Przestań… - szepnął, próbując mnie odepchnąć.
- Obiecuję, że poczujesz się lepiej niż kiedykolwiek – rzekłem, zatykając mu usta.
Wyjąłem jego członka i opuszkami palców delikatnie go gładziłem. Ujrzałem łzy w oczach mojego kochanka, które powoli spływały po zarumienionych policzkach. Szybko zlizałem je językiem.
Nieznajomy nadal rozglądał się wokół, lecz na szczęście nas nie zauważył.
Całą dłonią złapałem członek bruneta i począłem jeździć nią wzdłuż jego męskości. Ruchy mojej ręki stawały się coraz szybsze, a HongKi coraz bardziej czerwony.
Wtem poczułem coś mokrego i lepkiego na mych palcach.
- Już…? Dziwnie szybko – odparłem.
Puściłem chłopaka, który opadł na ziemię. Zlizałem z mojej dłoni biały płyn i kucnąłem obok kochanka.
- Zostaw mnie… - wyszeptał.
- Podobało ci się, wiem to – odpowiedziałem.
Podniósł głowę i spojrzał na mnie. Nie potrafiłem niczego odczytać z jego wyrazu twarzy.
- Nie chcę się od ciebie uzależnić – rzekł.
- Wybacz, ja jestem uzależniony od ciebie. Dlatego nie martw się, nie zostawię cię.
„Dopóki mi się nie znudzisz” – dodałem w myślach.
Żadne słowo nie wypadło już z jego ust. Ubrałem go i zarzuciłem moją bluzę na ramiona chłopaka. Skierowaliśmy się w stronę mojego domu.
Szliśmy powoli, nie odzywając się do siebie. Co jakiś czas ukradkiem patrzyłem na uroczą twarz blondynka, by sprawdzić czy przypadkiem jego oczy nie są zwrócone ku mnie. Wreszcie na mnie spojrzał. Spojrzał na mnie tymi piwnymi oczyma pełnymi radości, mieszanej ze smutkiem, a także z nutką zawstydzenia, nienawiści i odrobiny czułości. Uśmiechnąłem się lekko, a następnie złożyłem na jego ustach delikatny pocałunek.
- Przez ciebie kiedyś trafię do szpitala psychiatrycznego – szepnąłem, przerywając pocałunek.

Stanęliśmy przed ogromną bramą. Wpisałem czterocyfrowy kod i weszliśmy.
- Panie przodem – rzekłem, otwierając drzwi od mieszkania.
- Nie jestem babą! – oburzył się.
- W naszym związku tak.
- Jakim związ…
- Bez dyskusji kochanie, bo inaczej będę tak brutalny, że stracisz swój skarb tej nocy.
I oczywiście nie usłyszałem żadnej odpowiedzi.
Wchodząc do środka, zdjęliśmy buty. Od razu położyłem się na kanapie i zapaliłem papierosa.
Widząc zdezorientowanego HongKi (HongKinga dla Iwonki xD dop. aut.), złapałem go za nadgarstek i pociągnąłem w moją stronę, dmuchając dym z papierosa prosto w jego twarz.
- Skarbie, chcesz żeby ta noc była wyjątkowa? – spytałem.
- C-cóż… - jąkał się.
Wiedziałem, że nie odpowie mi na to pytanie, a jeśli odpowie, to zapewne zaprzeczy. I rzeczywiście miałem rację, gdyż po paru sekundach usłyszałem:
- Myślisz, że znowu się zgodzę? Naprawdę myślisz, że mi się podobało? Sądzisz, że… - w tym momencie zatkałem mu usta namiętnym pocałunek i rzuciłem na kanapę.
- Wiem, że się zgodzisz. Wiem, że ci się podobało. Wiem, że chcesz to poczuć jeszcze raz. Bo po co byś przychodził do mojego domu? – szepnąłem, a moje ręce powędrowały do jego rozporka.
Z bokserek w czerwone kwiatki wyjąłem nabrzmiałego członka bruneta. Moja głowa od razu skierowała się w tamto miejsce.
Językiem pieściłem jego, teraz to i mój, skarb. Słyszałem słodkie jęki, które doprowadzały mnie do szaleństwa, jeszcze większego podniecenia. Włożyłem sobie całego jego członka do ust. Chciałem, by mojemu kochankowi było jak najlepiej. Albo inaczej… Chciałem sprawić, by HongKi pożądał mnie tak samo mocno jak ja jego. A najprostsza droga do tego, czego chciałem była właśnie taka.
Ruszałem głową w przód i w tył, robiąc coraz to szybsze ruchy. Blondyn wił się pode mną, wręcz krzycząc z podniecenia. Po chwili w ustach poczułem słony płyn, który zaczął ściekać po mojej szyi. Wszystko połknąłem i jeszcze długo kontynuowałem pieszczoty.
Po jakimś czasie uznałem, że jednak dla mojego koteczka to stanowczo za mało. Wyjąłem jego członka z moich ust, dając kochankowi krótką chwilę swobody. Czym prędzej ściągnąłem spodnie oraz bokserki i rzuciłem je gdzieś za siebie. Patrząc na czerwoną twarz HongKi, zbliżyłem swoje usta do jego.
- Wiem, że mnie pragniesz. Tak mocno mnie pragniesz jak ja pragnę ciebie. I nie oszukuj już mnie, ani siebie więcej. Tym sposobem przysparzasz sobie więcej bólu – szepnąłem i przegryzłem jego dolną wargę.
Stanowczym i szybkim ruchem wszedłem w niego dość głęboko. Tym razem za bardzo mnie poniosło. Cóż, trudno się przyzwyczaić do takiego delikatnego ciała. Nasze dłonie splotły się. Biodrami robiłem coraz to szybsze i brutalniejsze ruchy. Nie potrafiłem się opanować. Jego urocze jęki doprowadziłyby do szaleństwa niejednego człowieka. Jego urocze jęki sprawiłyby, że niejeden facet stałby się gejem.
Kochaliśmy się niemalże całą noc. Były to najpiękniejsze chwile mojego życia. Ciekaw jestem czy Hongki myślał tak samo...

Obudziłem się w okolicach południa. Otwierając oczy, nie zauważyłem nigdzie mojego blondynka. Szybko wstałem, rozglądając się dookoła. Czyżby głuptasek uciekł do domu, nawet się ze mną nie żegnając?
Skierowałem swe kroki do kuchni i właśnie tam ujrzałem słodkiego ukesia, robiącego kanapki.
- Witaj, skarbeńku – mruknąłem, obejmując go w pasie.
- Zostaw, bo odetnę ci palce nożem – odparł i odwrócił się w moją stronę.
Miał na sobie różowy fartuszek z tańczącymi bananami. Jego jasna czupryna była jeszcze bardziej potargana niż zwykle. I on sam wyglądał niczym wymarzona żonka.
Na jego twarzy widniał minimalny, prawie niezauważalny uśmiech.
- O której się obudziłeś? – spytałem i usiadłem na krześle.
- Około szóstej – rzekł, powracając do krojenia.
- Oj, to chyba się nie wyspałeś. Może chcesz tabletki nasenne?
- Proszę – mruknął, nawet nie odpowiadając na pytanie i kładąc mi talerz pełen kanapek przed nosem oraz kawę w moim ulubionym pastelowym kubku z kangurem.
- Kochany jesteś – uśmiechnąłem się.
Pożerałem śniadanie z takim zapałem, jakbym nic nie jadł od przynajmniej tygodnia. Hongki rzeczywiście mógłby zostać kucharzem. Podczas posiłku chłopak, teraz już mężczyzna, chociaż takie określenie raczej do niego nie pasuje, cały czas mi się przyglądał. Co kilka chwil wymienialiśmy między sobą spojrzenia, nic nie mówiąc. Jego piwne tęczówki były tak śliczne niczym oczy pewnego zająca, którego widziałem niegdyś na łące, będąc na wakacjach.
Po chwili blondynek odezwał się:
- O piętnastej mamy się pojawić w studiu.
- To mamy jeszcze trochę czasu na powtórkę z nocy – uśmiechnąłem się jakbym był naćpanym napaleńcem z jakiegoś yaoi.
- Ani się waż! Moje pośladki nie są w najlepszym stanie, nie mówiąc już o... – w tym momencie się zarumienił.
- To chodź, pomasuję – powiedziałem, popijając kawę.
Blondynek wstał bez słowa . Jednak nie udało mu się uciec z kuchni tak łatwo. Nim się obejrzał, przyparłem go do ściany.
- Jesteś niegrzeczny. Nie przywitałeś się ze mną, nie podziękowałeś za przyjemność, którą poczułeś jedynie dzięki mnie – mruknąłem zasmucony.
Złożyłem na jego ustach delikatny pocałunek, który bez wahania odwzajemnił. Zdziwiło mnie nieco jedno zachowanie, jednak nie warto było nad tym rozmyślać. Wystarczyło się rozkoszować chwilą, chociaż zabawa z nim w kotka i myszkę lub, jak kto woli, pedofila i pięcioletnie dziecko, była niezwykle ciekawa.
- Jednak mnie kochasz – szepnąłem, odrywając się od niego.
- To... to... to nie t-t-tak... – jąkał się.
- Mówiłem, żebyś nie okłamywał samego siebie – po tych słowach udałem się do łazienki, zostawiając blondynka w kuchni sam na sam ze swoimi myślami.

Szybko wykonałem poranne czystości, a raczej popołudniowe czystości. Założyłem czarne rurki i fioletową koszulkę z jakimiś różowymi znaczkami. Po wyjściu z pomieszczenia ujrzałem Hongki leżącego na kanapie i rozmawiającego przez telefon.
- Jaejin, nic mi nie jest – mruknął do słuchawki. – Nie masz się o co martwić, naprawdę.
Wyrwałem blondynkowi komórkę z ręki.
- Spokojnie, misiaczku, niedługo zjawimy się w studiu. I Hongki jest ze mną bezpieczny, bardziej niż z kimkolwiek.
Po tych paru słowach czym prędzej się rozłączyłem. Jak widać, członkowie F.T Island, a zwłaszcza ten natrętny gitarzysta, nie pozwolą mi „wypożyczyć” wokalisty przynajmniej na jedną noc, bo oni chcą mieć go tylko dla siebie. Cóż za egoiści. Ale kto powiedział, że ich pozwolenie jest mi potrzebne? To tak jakbym oczekiwał od matki pisemnego pozwolenia na seks.
- Zakładaj ciapuszki, jedziemy – ziewnąłem, łapiąc blondynka za rękę, którą po paru sekundach wyrwał.
- Zachowuj się teraz tak, jakbym był TYLKO twoim znajomym – odparł stanowczo.
Przecież i tak już wiedzą, głuptasie... To przecież widać gołym okiem. Z resztą, jeśli raz pozwolę, żeby ukeś miał rację, chociaż on zawsze ma rację, ale to i tak ja mam rację (Iwonka mnie zainspirowała xD dop.aut. ), to się nic nie stanie. Uśmiechnąłem się lekko i wyszedłem z mieszkania wraz z mym drogocennym „znajomym”.

Po niecałych piętnastu minutach jazdy znaleźliśmy się pod studiem. W żółwim tempie doczołgaliśmy się do windy i skierowaliśmy na piąte piętro.
Wychodząc, zauważyłem na ścianach plakaty mojego ukochanego Big Bang, co oznaczało, że niezmiernie spodobaliśmy się wytwórni. Ale... nie wiedziałem, że jestem taki piękny, wręcz idealny.
- Witajcie, gwiazdeczki – przywitałem się ze wszystkimi, wchodząc do pokoju.
- Spóźniliście się odrobinę... Z resztą nieważne. Przejdźmy do rzeczy – mruknął ChuuHwang czyli nasz menadżer. – Jak wam idzie piosenka?
- Eeee...
- Całą noc myśleliśmy nad tematyką. Nad czymś, co rzeczywiście zachwyciłoby fanów. Więc zacznijmy od tego, że... motyw o miłości czy przyjaźni jest przestarzały, a teksty w stylu Dir en Grey’a do nas nie pasują, więc... – ciągnął Hongki, wybawiając mnie w pewien sposób z opresji.
- Innymi słowy, nic nie wymyśliliście? – zaśmiał się Daesung.
- Można tak powiedzieć – odparłem, lecz widząc groźne spojrzenie menadżerów, dodałem – Ale spokojnie, idealnie nam się ze sobą współpracuje, także pisanie pójdzie nam szybko niczym... samochód jadący autostradą!
- Jeśli pojedzie polską autostradą, to gwarantuję, że wpadniecie w jakąś dwumetrową dziurę, a następnie odwiedzicie niebo. To znaczy ty, GD, odwiedzisz piekło – zaśmiał się Seungri, popijając herbatkę.
Rzeczywiście, inteligentny z niego człowiek, a jaki wykształcony. Dosłownie we wszystkich kierunkach.
- To nie są żarty! – warknął ChuuHwang, uderzając pięściami w stół.
- Aaa... przepraszam, że przerwę, ale dziś wieczorem organizowana jest pewnego rodzaju impreza z okazji waszej ciężkiej pracy, FTI. Chyba nie zapomnieliście, że dziś mijają bite trzy lata od założenia zespołu? – mruknął menadżer drugiego zespołu.
- No tak, jak mógłbym zapomnieć! Mam nadzieję, że zaprosiłeś wszystkich, co trzeba – odparł okularniczek.
- Wszystko już załatwione. A wy, członkowie Big Bang, mam nadzieję, że też przyjdziecie.
- Dla współpracowników wszystko – uśmiechnąłem się, spoglądając na wokalistę ‘solenizantów’.
- Dobra... a teraz zniknijcie mi z oczu.

Całą grupą szliśmy korytarzem studia, rozmawiając. Jedynie Hongki cały czas milczał. Nie mogłem znieść jego markotnej miny.
- Skarbie, uśmiechnij się – szepnąłem do jego ucha.
- Przymknij się – odparł i wyprzedził nas wszystkich, gnając do wyjścia.
A mówią, że to ja mam wahania nastrojów... Cóż, ale Hongki wygląda tak uroczo, gdy się złości i marszczy brwi...
- Idźcie przodem – rzekł Jaejin. – Ty zostajesz.
W tym momencie palcem wskazał na mnie.
- GD, będziemy czekać przed wejściem – powiedział Seungri.
Gdy wszyscy zniknęli, okularnik zaciągnął mnie do ciemnego pomieszczenia i przyparł do ściany. Nawet mi do nosa nie sięgał, a już chciał się wywyższać.
- Zostaw go w spokoju – chciał chyba, by to zabrzmiało groźnie, ale niestety jakoś mu nie wyszło.
- Hongki? Wybacz, nieszczęśniku, ale pożądam go bardziej niż ktokolwiek. Daje mi największe szczęście, więc nie mogę ci go oddać, bo ty tak chcesz – mruknąłem i w tym momencie to on stał pod ścianą, a moje dłonie mocno ściskały jego nadgarstki.
- Nic o nim nie wiesz... Nie możesz go traktować jak zabawkę!
- Jeśli już to seksualną zabawkę, ale osobiście wolę określenie ‘kochanek’. I powiem ci, że nawet niezły jest w łóżku, jeśli właśnie to chciałeś usłyszeć – po wypowiedzianych przeze mnie słowach, na twarzy Jaejina była widoczna zazdrość jak również obrzydzenie, więc ciągnąłem dalej – Tak, usta też ma niewyobrażalnie słodkie, a...
- Przestań! To, co mówisz to kłamstwo! Hongki nigdy nie zrobiłby czegoś takiego! – przerwał mi. Cóż za brak kultury.
- Ale zrobił i na to, co się teraz dzieje nie masz żadnego wpływu, bo mój kociaczek nie pokocha kogoś takiego jak ty, mimo, że znacie się znacznie dłużej, bo... kocha mnie.
- Gdyby naprawdę ciebie kochał, na jego ustach pojawiłby się szczery uśmiech jak za dawnych lat. On nie kocha ciebie, ani nie kocha mnie – odpowiedział cicho.
- Wybacz, ale ja jestem wszechwiedzący, także widzę to, że mnie kocha. On ma pojemne serce, więc może sobie kochać kogo tam chce, ale i tak ja będę na pierwszym miejscu – mruknąłem.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz...
- Ojej, to ty się mylisz, złotko. I możesz sobie jeszcze trochę pozazdrościć, bo Hongki nigdy nie spojrzy na ciebie w ten sposób, w jaki patrzy na mnie – szepnąłem. – Poza tym... twój wyraz twarzy wygląda niezmiernie słodko, gdy pod wpływem nieopisanej zazdrości marszczysz brwi...
Moje usta spoczęły na jego wargach. Chciałem go jeszcze trochę podręczyć, więc zacząłem wsuwać język do jego ust. Nawet nie zauważyłem, gdy rozluźniłem uścisk, więc Jaejin bez problemu odepchnął mnie od siebie, a następnie wybiegł z pokoju.
- A mogło być tak milutko... – westchnąłem i po chwili skierowałem się w stronę wyjścia.

Wychodząc przed budynek, zastałem jedynie Seunghyuna. O dziwo, nie był z żadną kobietą.
- Co tam chciał od ciebie Jaejin? – spytał wyraźnie zaciekawiony.
- Nic, co powinno ciebie interesować... A gdzie reszta?
- Pojechali do posiadłości FTI, żeby pomóc w przygotowaniach – odparł, uśmiechając się lekko.

Szliśmy przez zatłoczone centrum Seoulu z kapturami na głowach, rozmawiając i pijąc colę. Dość miło minął nam czas, lecz oczywiście wolałbym spędzić te chwile z Hongki. Oczywiście Seunghyun też nie jest zły, ależ skąd.
Nawet nie zauważyliśmy, gdy zaczęło się ściemniać. Usiedliśmy nieopodal stawu, znajdującego się w parku.
- Musimy się niedługo zbierać – mruknąłem.
- Niekoniecznie – odparł i przybliżył się do mnie.
Byłem nieco zaskoczony, gdyż Seunghyun wolał się trzymać raczej z dala od ludzi. Kochał jedynie siebie, a przynajmniej tak mi się wydawało.
Spojrzałem na niego. Jego oczy były zwrócone w moją stronę. Niestety wzrok automatycznie zwracał się w stronę jego brwi, które były jedyne w swoim rodzaju (specjalnie dla Iwonki! dop.aut).
- Co cię łączy z Hongki? – spytał nagle.
No tak, teraz wszyscy będą wypytywać o nasz niewinny romansik i wszyscy zaczną zakochiwać się albo w nim, albo we mnie, i wszyscy będą robić nawet najgłupsze, najokropniejsze rzeczy, by rozłączyć nas raz na zawsze. Tak jak w jakiejś telenoweli.
Z twarzy Seunghyuna mogłem wyczytać tysiące dziwacznych uczuć, których nawet nie umiałem nazwać. Przez te dwie sekundy poczułem jakby gorąco, przeszywające moje ciało. Nigdy czegoś takiego nie czułem. W mojej głowie panowała totalna pustka, spowodowana nagłą zmianą Seunghyuna. Było to dziwniejsze od najdziwniejszego z najdziwniejszych. Cóż, widziałem w nim Ridge’a z Mody na sukces, zero Choi Seunghyuna.
- Jedynie znajomość – odparłem, gdy odzyskałem zmysły.
- Widać na odległość, że to jest coś więcej – mruknął. – Ale... dlaczego on?
- Jest idealny, proste.
- Co takiego ma on, czego ja nie mam? Czy niczego nie zauważyłeś przez tyle lat?
- Oczekiwałeś, że moje serce będzie należało do ciebie? – prychnąłem. – Nie posiadam serca.
- Ale go kochasz...
- Uczucie pożądania, a miłość, która nawet nie istnieje, to dwa różne światy, ale jak widać mogą dopełniać się nawzajem.
Nic nie odpowiedział. Spuścił głowę.
Nie, nie sądziłem, że coś do mnie czujesz, gdyż od zawsze byłeś dla mnie odległy. Byłeś jakby nie z tego świata. W ogóle cię nie rozumiałem... i do tej pory nie rozumiem.
- Kiedyś będziesz pożądał mnie tak samo jak jego... – wyszeptał i po chwili wstał.
Gdy obejrzałem się za siebie, już go nie było. Wniosek z tego, że będziemy mieć niezły czworokącik. Jednak ta impreza to dobry pomysł. Niestety nie będę mógł pić, gdyż Hongki może wtedy zostać zgwałcony.

Któżby pomyślał, że role tak bardzo się odwrócą.
Żałuję tych wielu pochopnie podjętych decyzji. Żałuję wszystkiego, co zrobiłem. Jedyne, czego nie żałuję, to czasu spędzonego z Tobą.

Po niecałej godzinie wróciłem pod mieszkanie, gdzie czekał na mnie Seungri w srebrnym samochodzie.
- Panie spóźnialski, zostałem zmuszony do podjechania po ciebie – odparł, uśmiechając się niczym sześcioletnie dziecko.
- Wybacz, że musiałeś się fatygować – odpowiedziałem z ironią w głosie. – Chociaż to zaszczyt być „szoferem” takiego przystojnego i utalentowanego człowieka jakim jestem ja.
Podczas drogi cały czas myślałem o Hongki. Jego twarz, jego sylwetka... cały on zajmował moje myśli. Nawet nie zauważyłem, gdy zatrzymaliśmy się pod ogromnym, białym budynkiem, którego ogród był zapełniony różnymi Azjatami.
Czym prędzej wysiadłem z auta, nawet nie zamykając za sobą drzwi. Pognałem w stronę tłumu.
- GD wita was wszystkich! – krzyknąłem.
Wszyscy obrócili się w moją stronę i zaczęli zadawać pytania typu „co słychać” bądź „kiedy ukaże się nowa płyta”. Starałem się, by ton mojego głosu nie był nerwowy, lecz nie za bardzo mi się to udało.
Wtem przed moimi oczami ukazała się niesamowicie zgrabna sylwetka odziana w czerwono-czarne rurki i białą koszulę. Był to oczywiście mój ukochany Hongki, którego bujne włosy targały się na wietrze. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, on podszedł do mnie i złapał za nadgarstek.
- Wypożyczę go na sekundkę – mruknął i pociągnął mnie za sobą.
Weszliśmy do domu. Blondyn stał do mnie tyłem.
- Stęskniłeś się za mną? – szepnąłem i zacząłem delikatnie masować jego tors.
On nic nie odpowiedział. Po chwili odwrócił się w moją stronę i gwałtownie wpił się w moje usta. Byłem zaskoczony jego zachowaniem. Cóż, może w końcu zrozumiał to wszystko.
- A teraz powiedz, co do mnie czujesz – szepnął, odrywając się ode mnie.

Tamtego dnia wszyscy wypytywali się o to, co czuję do Hongki. Lecz nawet nie przypuszczałem, że on sam o to zapyta. Gdyby nie to, że byłem wtedy taki głupi i bezuczuciowy może wszystko potoczyłoby się... inaczej?
~~~~~~~~~~~~
Chyba dość długie mi to wyszło, albo mam jakieś złudzenia.
No ale cóż, ta część również jest dla mnie nudna.
W każdym bądź razie mam nadzieję, że Wam się spodoba.
P.S IV rozdział już zaczęty. :3

niedziela, 26 września 2010

Przepraszam ..

Ze względu na to, iż już drugi tydzień choruję, to nie mam siły na pisanie czegokolwiek. Jednak obiecuję, że od razu jak wyzdrowieję zabiorę się za dalsze pisanie trzeciego rozdziału. Pozostaje Wam, moi kochani, cierpliwie czekać. :3

piątek, 3 września 2010

Hong Ki x G-Dragon Rozdział II

Biegłem ile sił w nogach. Przed moimi oczami cały czas pojawiały się obrazu z chwili, gdy G-Dragon zaciągnął mnie do łazienki. Nadal czułem na ciele jego dotyk… jego wspaniały dotyk… Chwila, o czym ja myślę?! Powinienem teraz pałać obrzydzeniem do niego, do samego siebie. Jednak… moje uczucia są zupełnie inne.
Dlaczego wzdychałem? Czyżbym pragnął czegoś więcej od „nic nieznaczącego” dotyku? Nie, to wykluczone. Muszę czym prędzej zobaczyć Yeon Rin, ale… w tym momencie zatrzymałem się. Po co mam do niej iść? Nie ciągnie mnie do niej za specjalnie.
Coś, czego pragnę, coś czegoś potrzebuję… hm….
I znowu przeklęta, aczkolwiek urocza twarz Ji Yong’a.
To niedorzeczne, żebym znów chciał pobiec do blondynka o pięknych, piwnych oczach, by kolejny raz macał mnie, a potem…
…nigdy nie lubiłem siebie za zbyt wybujałą wyobraźnię.
Usiadłem na pobliskiej ławce i chowając twarz w dłoniach, zacząłem poważnie się nad sobą zastanawiać.
Ach, Won Bin, gdybyś tylko tu był…

***
Te kilka godzin, a może kilka minut spędziłem nad czystym stawem w parku. Próbowałem jakoś poukładać słowa, które wylałem na kartkę, lecz mój wysiłek poszedł na marne. Rzeczywiście, aby piosenka się udała, to albo musiałbym przejść jakąś głęboką traumę, albo… potrzebowałbym do tego drugiej osoby. Właśnie. A Ta Druga Osoba pobiegła sobie do pewnej puszczalskiej panny, która niedługo urodzi mu trojaczki… I co ja wtedy pocznę?
W sumie to mogłem go zatrzymać. Lecz stało się to tak nagle, że nawet nie zdążyłem zastanowić się nad swymi poczynaniami. Rzeczywiście, wolno myślę.
Cofam moje słowa – współpraca jak na razie nie zapowiada się zbyt miło…
- Może odwiedzę Seung Hyuna… - mruknąłem sam do siebie. – Chociaż… pewnie jest teraz z jakąś laską…
Wzdychając, położyłem się na mięciutkiej trawie i przymknąłem oczy. Marzyłem o Hong Ki jak o malutkim szczeniaczku. Chciałem go mieć tylko dla siebie, jako swoją własność. Z resztą, kto by nie chciał? Ach, T.O.P, on niestety woli dziewczyny… życie bywa czasem takie okrutne…
Hmm… ciekaw jestem, kiedy Hong Ki przybędzie do mnie na kolejne pieszczoty. To znaczy… na pisanie piosenki oczywiście.
Podniosłem się i czarując ludzi mym cudnym uśmiechem, udałem się w stronę centrum.

Idąc główną ulicą, parę osób wskazywało na mnie palcem, cóż za brak kultury. Mimo tego, że miałem okulary przeciwsłoneczne oraz kaptur na głowie, to i tak nic nie zakryje mojego piękne bijącego na kilometr, a nawet dalej.
Czasem naprawdę miałem dość tego wszystkiego. Tego, że na mój temat zostają wymyślone różne dziwaczne rzeczy. Tego, że nie posiadałem za grosz prywatności. Mimo wszystko, zasługuję na sławę. Mam talent, więc szkoda by było go zmarnować. Poza tym… lepiej się męczyć przez parę lat, trenując coś, co się kocha, niż potem całe życie spędzić na budowie jako robotnik, harując od wschodu słońca do północy.
Idąc dalej, próbowałem się wtopić w tłum. Udało się. Byłem traktowany jak każdy normalny człowiek: to znaczy popychany oraz trącany, a także gryziony.
Nagle wpadłem na jakiegoś mężczyznę. Spojrzałem w górę i… aż dech mi zaparło. Był to niezwykle przystojny chłopak o jasnobrązowych włosach oraz delikatnych rysach twarzy, któremu ledwo sięgałem do nosa.
- P-przepraszam – wydusiłem z siebie.
- Nie szkodzi, ale następnym razem uważaj. Kto wie, może kiedyś wpadniesz na osobę, która zechce wziąć takiego uroczego chłopczyka jak ty do domku jako zabawkę. W sumie, to na mnie też powinieneś uważać… Do zobaczenia, Ji Yong – rzekł, odchodząc.
Ja nadal stałem w miejscu i gapiłem się w punkt, gdzie przed chwilą widziałem jego piękną twarz.
I w ogóle kto pozwolił mu zwracać się do mnie po imieniu, to… to brak szacunku dla kogoś takiego jak JA! Poza tym, to… wydawało mi się, że skądś go znam. Cóż, może jakiś napalony fan? Hm… wątpię. Ewentualnie ktoś z wytwórni… jakiś piosenkarz… z resztą nie ważne.

I szkoda, że nie zdawałem sobie wtedy sprawy z tego jak wielki wpływ to spotkanie będzie miało na moją przyszłość.

***
Siedziałem nad brzegiem rzeki z nadzieją, że spotkam osobę, z którą zawsze tu przebywałem. Chociaż… przychodzę tu w to miejsce już od dwóch lat i nikogo nie spotkałem oprócz okropnie szczęśliwych wspomnień, także wątpię, by tym razem się pojawił.
Nagle usłyszałem za sobą kroki. Odwróciłem się i ujrzałem…
...G-Dragona.
- Hę? – mruknął, patrząc na mnie. – Co ty tu robisz?
- Pytaniem jest „co ty tu robisz”?!
- Fanki mnie goniły i goniły… bo spadł mi kaptur i tak dalej… i… musiałem się gdzieś ukryć i tak dalej… no – odparł.
Następnie usiadł obok mnie, aż za blisko. Odsunąłem się trochę z nadzieją, że tego nie zauważy. Oczywiście moja nadzieja była marna, gdyż poczułem jego ciepły dotyk na mej dłoni.
- Rzadko się zdarza, że kogoś przepraszam, ale tobie się to chyba należy – uśmiechnął się. – Nie moja wina, że jesteś taki pociągający. Powinieneś coś zrobić z tą twarzą… Ogólnie z całym ciałem!
Kompletnie nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Po prostu uśmiechnąłem się lekko.
- Awww! Jesteś taki słodki, gdy się uśmiechasz! – wykrzyknął, po czym rzucił się na mnie, obdarzając mnie pocałunkiem.
Leżał na mnie, wpatrując się prosto w moje oczy.
- W miejscu publicznym… chyba… - jąkałem się.
- Nie mam zamiaru cię jeszcze gwałcić, to znaczy nie w tym miejscu. U mnie w domu, owszem. Ale nie bój się, jestem profesjonalistą, także…
- Masz zbyt wybujałą wyobraźnię! Nigdy nie pozwolę ci się tknąć po raz drugi! – wrzasnąłem.
` - Naprawdę? Wiesz, od jakiegoś czasu, masuję ci brzuch i nie widzę, by ci to przeszkadzało – mruknął.
Czerwone rumieńce pojawiły się na mojej twarzy.
Nawet nie próbowałem zepchnąć G-Dragona ze mnie, gdyż wiedziałem, że i tak to się nie uda. Postanowiłem nie zwracać uwagi na to, co robi, lecz było to niezwykle trudne, szczególnie, gdy zaczął rozpinać mi spodnie.
- Zboczeńcu!!! – krzyknąłem i przekręciłem się tak, że teraz to ja byłem na górze.
Korzystając z okazji, próbowałem wstać, lecz poczułem jego dłonie na mych biodrach.
- Kochanie, za daleko zaszedłem, by teraz stracić tę przyjemność – szepnął swym uwodzicielskim tonem.
Pociągnął mnie w swoją stronę. Siedziałem tyłem do niego całkowicie speszony. Chciałem krzyknąć, lecz co by się pojawiło na drugi dzień w gazetach? „Lider Big Bang zmusza Lee Hong Ki do seksu.” Czyli wielka sensacja. Miotałem się jeszcze w jego objęciach, lecz, mimo, że byłem cięższy, byłem tysiąc razy słabszy. Pozostawało mi mieć nadzieję w to, że… wypuści mnie.

Tak naprawdę… to chyba chciałem tego samego, czego on.
___

Wiem, nudne, ale cóż na to poradzę?
Wynagrodzę wszystko w następnym rozdziale ^^

sobota, 28 sierpnia 2010

Coś... "dla hide"

Kolejne delikatne brzmienie w głośnikach. Jego głos. Czy to już niebo…?
Ach, ten głos! Jak on wiele dla mnie znaczy… Jak wiele zmienił…
A może to naprawdę niebo?
Codziennie budzę się, widząc jego uśmiech i słysząc aksamitny głos, wspaniałą grę.
Jeden krok do nieba. Ale czy na pewno?
Ach, gdybyś był przy mnie…
Chwila!
Przecież jesteś. Tutaj. W moim sercu na wieki.
Słyszysz, prawda?
Twój uśmiech jest dla mnie niczym ukojenie dla serca.
Twój głos sprawia, że wypełnia mnie bezkresna radość…
Lecz płaczę… Dlaczego?
W niebie nie ma smutku, więc…
To nie jest niebo?

Ale jesteś tu, hide! Żyjesz! Przecież wiem!
Jesteś wyjątkowy, idealny.
To skoro tu jesteś…
To jestem w niebie, czyż nie?

Lecz gdy ogarnie mnie myśl, że już nie zaśpiewasz… nie zagrasz…
To nie mieści się w mojej głowie!
Byłeś, jesteś i nadal będziesz wspaniały!
Umarłeś?
Nie. Dopóki będę Cię pamiętać, dopóki ludzie będą o Tobie pamiętać
nie umrzesz – gwarantuję Ci to, hide.

A więc razem jesteśmy w niebie, czyż to nie piękne?
Ale jak wygląda niebo?
Czym jest niebo dla Ciebie?
Czym jest niebo dla mnie?
Niebem dla mnie…
Jesteś Ty, hide.

I kolejna piosenka, kolejne uderzenie. Kolejna dawka tęsknoty, euforii, radości


…i tego jednego ciepłego uczucia…

___

napisałam kiedyś, bardzo dawno.
chyba wtedy, gdy miałam doła, bo teraz nic z tego nie rozumiem.
mimo wszystko podoba mi się w miarę...
ha, mówiłam, że będzie coś ''mądrego'' ;>

dobranoc.
nie wiem kiedy ukaże się drugi rozdział, ale mam już pewien pomysł, więc nie jest źle x)

Hong Ki x G-Dragon Rozdział I

Witam Was wszystkich ^^.
tak naprawdę to nikogo, ale co tam ;d.
Więc... pojawił się już pierwszy rozdział! ^^ 
A to ze względu na to, że miałam za dużo wolnego czasu, a spotkanie nie wypaliło.
_________

                Ciepłe promyki słońca przedostawały się przez okna, budząc całą naszą piątkę. Jedynie Jae Jin wtulony w mój mięciutki, aczkolwiek chudy brzuch cichutko sobie pochrapywał.
                Wyciągnąłem ręce do góry, ziewając, a opuszczając je przy okazji uderzyłem naszego słodziaka w ramię. Ten, dość brutalnie obudzony, zaczął wymachiwać energicznie rękami, a przy tym wił się jakby był właśnie gwałcony na środku ulicy.
                - Pora się zbierać, chłopcy – westchnął Jong Hoon.
                Wszyscy posłusznie wstali, obijając się o meble. Jedynie ja chwyciłem telefon, by zadzwonić do Pewnej Osoby, lecz został on mi od razu zabrany przez lidera. Zrobiłem minę obrażonego siedmiolatka, któremu mama nie chciała kupić lizaka i schowałem się pod kołdrą.
                - Hong Ki, wstawaj. Nie będziemy się spóźniać przez twoje humory – rzekł dość poważnie.
                Tak, z naszym uroczym liderem nie ma żartów. Z twarzy może być przesłodki, lecz w środku to prawdziwy demon.
                Niechętnie skierowałem swe kroki do łazienki, która, o dziwo, była wolna. Przemyłem twarz zimną wodą, lecz nadal myślami przebywałem w krainie Morfeusza.
                Po wykonaniu porannych czystości i doprowadzeniu mojej fryzury do w miarę normalnego stanu, założyłem pierwsze lepsze ciuchy leżące na zepsutej pralce. Nie wiedziałem czy ubrania były moje, czy innego członka zespołu. Z resztą nieważne. Lepsze to niż wyjście nago, chociaż fani mieliby wtedy niezły ubaw.

                Pierwszy raz nie byłem ostatni. Tym razem Jae Jin nie mógł znaleźć gitary. Po chwili wszyscy byliśmy gotowi z prędkością Strusia Pędziwiatra wsiedliśmy do czarnego samochodu.
                - Jae Jin, to gdzie w końcu znalazłeś gitarę? – spytał Min Hwan, jedząc jogurt truskawkowy.
                - Cóż… w pralce… - widząc nasze zdziwione miny, dodał – Skąd ja mam wiedzieć, co tam robiła?! To pewnie Buka!
                - Jae Jin… Za dużo wieczorynek. Powinieneś ograniczyć się do jednej na tydzień tak jak Hong Ki – mruknął lider.
                - Nie przesadzaj z tą liczbą! Oglądam trzy na tydzień, czy ci się to podoba, czy nie! – wykrzyknąłem.
                Po chwili wszyscy wybuchliśmy śmiechem.

                Wchodząc po schodach w wytwórni, zauważyłem nowsze plakaty na ścianach całej naszej grupy. Nieopodal toalety wisiał ogromny plakat z 2007 roku, gdy dopiero wchodziliśmy na koreańską scenę. Jeszcze z kochanym Won Binem… Odkąd nas opuścił, do tego bez żadnego pożegnania, stałem się nieco mniej radosnym człowiekiem. Niby pokazuję uśmiech na scenie, wśród chłopaków również staram się być szczęśliwy. Niestety czas nie naprawi tej dość głębokiej rany.
                Prawdę mówiąc, z Won Binem znaliśmy się od dziecka. Pamiętam czasy, gdy razem spóźnialiśmy się na próby naszego licealnego zespołu. Byliśmy bardziej zżyci  niż jakiekolwiek małżeństwo… Przynajmniej tak mi się wydawało. Jednak w nagle wszystko prysło. Bez żadnego „żegnaj”, bez słowa nas opuścił, cały F.T Island. Chciałem o tym zapomnieć, lecz nie potrafiłem. To było silniejsze ode mnie. Nowy członek również tego nie naprawi. Won Bin to Won Bin – jedyny w swoim rodzaju. Najgorsze jest jednak w tym wszystkim to, że… nigdy więcej go nie spotkałem.
                Jedyną osobą, która pomogła mi się podnieść był nie kto inny jak Yeon Rin. Dziewczyna, z którą obecnie się spotykam. Czyżbym ją kochał? Tego nie wiem…
                Wiem jedno. Kochałem Won Bina, lecz jednocześnie nienawidziłem. Nienawidziłem go za to, co zrobił. Jednak… on i tak zajmował w mym sercu specjalne miejsce.

                - Hong Ki, chodź. Bo znowu się rozkleisz – z zamyślenia wyrwał mnie głos Jae Jina. Chłopak obejmując mnie ramieniem, kierował do pomieszczenia, w którym mieliśmy odbyć jakąś ważną rozmowę z menadżerem.
                - Jae Jin… - szepnąłem.
                Tak, znowu byłem przybity. Znowu. Gdy tylko widzę Jego zdjęcie mam ochotę rzucić się na ziemię i wykrzyczeć imię chłopaka.
                - Poproszę menadżera, żeby ktoś zdjął ten plakat – mruknął. – Jak widać, ty nadal przeżywasz to najbardziej z nas wszystkich. A teraz głowa do góry. Buka lubi smutnych przystojniaków.
                Hmmm… W sumie to nasz okularniczek ma rację. Nie powinienem rozklejać się przy każdym zdjęciu Won Bina. Powinienem… być szczęśliwy i czerpać radość z życia, nie żyć przeszłością.
                Podciągnąłem spodnie i z ponownym uśmiechem na twarzy skierowałem swe kroki do studia.
                - Dzień dobry wszystkim! – krzyknąłem radośnie, przekraczając próg sali i trzaskając drzwiami.
                Spoglądając na stół, ujrzałem na nim pięciu siedzących, zupełnie nieznajomych Koreańczyków.
                - Dzień dobry, wokalisto – uśmiechem przywitał mnie pewien słodki blondynek w zielonej koszulce.
                Poczułem jak robi mi się gorąco. Nigdy tak się nie czułem… Jedynie momentami, gdy Won Bin wychodził  półnagi z łazienki, a jego jasnobrązowe włosy idealnie układały się na pięknych ramionach.
                - Jestem Kwon Ji Yong, ale możesz do mnie mówić artystycznym pseudonimem, a brzmi on G-Dragon – zeskoczył ze stoły, a następnie podszedł do mnie, podając mi dłoń.
                - Lee Hong Ki – przedstawiłem się. – A więc… Ji…
                - Nie pozwoliłem ci zwracać się do mnie po imieniu – odparł.
                Zaskoczyło mnie to… i to bardzo. Cóż, kogo by nie zaskoczyło? Cud, że w ogóle mi się przedstawił.
                - Tak więc… G-Dragon, to twój zespół?
                - Taaa… Big  Bang.
                Big Bang… Big Bang… Big Bang! Jeden z najsłynniejszych koreańskich zespołów popowych, należący do wytwórni YG Enertainment. Także… co oni tu robią?
                - Łaa… Czaicie chłopaki?! Siedzimy z taką sławą jak Big Bang w jednym pomieszczeniu! – wykrzyknąłem.
                - Za to my siedzimy z najsłodszymi Koreańczykami na świecie – uśmiechnął się uroczo. – Sądzę, że dogadamy się bez problemu.
                - Dopiero wtedy, gdy ci minie nerwica – powiedział siedzący nieopodal szatyn.
                - Ty to potrafisz zepsuć zabawę, Seung Ri – mruknął G-Dragon, opadając na krzesło.
                - Ekhm… Usiądźcie wygodnie i słuchajcie – rzekł nasz menadżer. – Razem z dyrektorem wytwórni YG Entertainment uznaliśmy, że mieszanka waszych styli muzycznych może wyjść dość ciekawie.
                Po sali rozległy się pomruki oraz głośne westchnienia zażenowania bądź zniesmaczenia.
                - Cisza! – odezwał się mężczyzna stojący obok, który okazał się menadżerem Big Bang. – G-Dragon, ty zajmiesz się pisaniem tekstu wraz z Lee Hong Ki. Reszta będzie miała wolne, dopóki wy tego nie skończycie.
                - On zawsze wali prosto z mostu, nie przejmuj się  - gdy usłyszałem słodki szept blondynka za uchem, po moim ciele przeszły przyjemne dreszcze.
                 Co się ze mną dzieje? Nawet przy Yeon Rin nic takiego NIGDY się nie zdarzyło!
                Westchnąłem cichutko i złapałem się za głowę.
                - Kończąc… powiem wam jeszcze, że dacie wspólny koncert, o ile spodoba się ludziom wasza piosenka. Dlatego też… nie zwalcie roboty – odparł nasz menadżer.
                - A co z tego będziemy  mieli? – spytał Jong Hoon.
                - Więcej kasy… sławę… nowe doświadczenie… przy okazji zagracie w Europie… Ale wszystko musi pójść po mojej myśli – powiedział menadżer Big Bang.
                - W porządku. To my z Hong Ki będziemy się zbierać – rzekł G-Dragon, łapiąc mnie za rękę i prowadząc w kierunku wyjścia.
                - G! Tylko pamiętaj… więcej pracy, mniej zabawy – odparł groźnie mężczyzna. Blondynek zaś dyskretnie pokazał mu język.
                Wyszliśmy, zamykając za sobą drzwi, a Ji Yong nadal trzymał mnie za rękę.
                Spojrzałem w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą wisiał plakat z Jego zdjęciem. Odgoniłem szybko od siebie te myśli i skupiłem się na jednym z pięciu członków Big Bang.
                - Pociągam cię, prawda? – spytał nagle chłopak o piwnych oczach.
                - C-co…? Eee… nie, to… wydaje ci się…
                - Przecież widzę jak na mnie patrzysz – uśmiechnął się niczym napalony oraz niewyżyty seksualnie pedofil.
                Blondyn pociągnął mnie mocno za ramię i zaprowadził do łazienki, zatrzaskując drzwi.
                Przycisnął mnie do ściany i przez chwilę wpatrywał się swymi piwnymi oczyma w moją twarz. Nie wiedziałem, co robić. Przez pewien moment wyrywałem się, lecz mój wysiłek poszedł na marne

***
                Słodki ciemnowłosy Koreańczyk z niezwykle uroczą twarzą… Ach, tylko głupiec by go nie chciał przelecieć. Ta idealna sylwetka… Mogłem o kimś takim jedynie marzyć, aż do tego momentu.
                Zbliżyłem swoje usta do jego warg i delikatnie muskałem je językiem.
                Prawdę mówiąc, jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego do żadnego faceta. Seks ze znajomymi zdarzał się, owszem, ale pod wpływem „lekkiego” alkoholu.
                Jedną dłoń włożyłem pod koszulkę chłopaka, drugą zaś kierowałam powoli do rozporka. Palcami ściskałem jego sutek, słysząc coraz to głośniejsze westchnienia. O dziwo, nie opierał się, co jeszcze bardziej zachęciło mnie do działania. Kontynuując pieszczoty, zjechałem ustami do szyi bruneta, pozostawiając na niej lekko różowe ślady. Gdy byłem już u granicy podniecenia, gdy moja dłoń rozpinała guzik od spodni, usłyszałem pukanie do drzwi. Zasmucony zostawiłem Hong Ki w spokoju, poprawiając mu spodnie.
                Otwierając drzwi, ujrzałem okularniczka z FTI, lecz nie na tyle uroczego, by dorównał wokaliście… albo mnie.
                - Co tam się stało? – zapytał podejrzanie.
                - Ja… - mruknął Hong Ki, który był cały zarumieniony.
                - On zasłabł, nie przejmuj się – najlepsze wytłumaczenie padło z mych ust.
                - Rozumiem… Chodź, Hong Ki.
                - Nie mogę, musimy pisać piosenkę – rzekł, co mnie bardzo zaskoczyło. Czyli… podobało mu się? Miło. Jeszcze nigdy w życiu nie byłem taki szczęśliwy!
                - Wrócisz na noc?
                - Może… raczej…   - jąkał się. – Ach, nie przejmuj się. Dragonek przecież nic mi nie zrobi, prawda?
                Gdy okularniczek odszedł, chwyciłem Hong Ki za ramię.
                - Podobało ci się, skarbie?
                - Nie myśl tak o tym – zaśmiał się. – Za to, co mi zrobiłeś,  będziesz musiał mnie kryć dzisiaj wieczorem. Wychodzę z Yeon Rin.
                - Twoja dziewczyna?
                - Coś w tym stylu… To na razie!
                I pobiegł.
                Durny dzieciak. A myślałem, że będzie milutko. Ja mam go kryć? Chyba śni. Prędzej go zgwałcę tysiąc razy. W końcu zostałem seme miesiąca.
                Z drugiej strony… będę miał jeszcze niejedną okazję, by zrobić z nim to, o czym marzyłem odkąd go ujrzałem.  Hm… Ale na pewno nie pozwolę, by jakaś Yeon Rin zabrała mi mojego słodziaka. O nie, nigdy!

                Idąc przez centrum, zastanawiałem się, co tak naprawdę mną kierowało.  Nigdy wcześniej nie zakochałem się w facecie, o ile to, co czuję do Hong Ki można nazwać miłością. Cóż, znam go dopiero niecałe pięć godzin, także… to na pewno nie jest miłość. Chyba, że ktoś wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia.

                Hong Ki, misiaczku, przygotuj się na wspaniale erotyczną podróż w nieznane.
__________
z góry przepraszam za błędy .
Wiem, nudne xd. 
Ale niedługo powinno się rozkręcić ^^
Sayonara <3

piątek, 27 sierpnia 2010

Coś, co nazywamy rozpoczęciem lub, jak kto woli, powitaniem

Ohayo, mina! :3
Takie małe powitanko, żeby nie było. 

Na karteczce mam już prawie pierwszy rozdział zapisany [Hong Ki x G-Dragon]. 
Tak dla jasności:

ten pierwszy to Lee Hong Ki, a dalej reszta zespołu F.T Island - zachęcam do przesłuchania ^^.

G-Dragon (Kwon Ji Yong) z zespołu Big Bang ;3
wpiszcie na youtube i zobaczycie :33

PIERWSZY ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ JUTRO. PRAWDOPODOBNIE ;3
OYASUMI <3